Kiedy pierwszy raz, rok temu, zobaczyłam te buty na stopach ślicznej Elin Kling, zwariowałam. To była zupełna nowość, ostry czub, do tego metalowy i to wycięcie ponad palcami. Stwierdziłam, że prędzej czy później muszę je mieć. Kiedy je kupowałam miało je kilka zagranicznych blogerek, a metalowe czubki były synonimem zupełnego braku gustu. Za sprawą wiosennej kolekcji LV wszystko się zmieniło, a zanim ja nacieszyłam się nowymi butami, półki sklepowe zalały szpilki i baletki z metalowymi noskami, by za chwile pojawić się WSZĘDZIE. Niestety to nie jedyna oryginalna tendencja, która została dosłownie zjedzona i zwrócona z podwójną siłą przez sieciówki. Nie powinnam nawet wspominać o kultowych sneakersach Isabel Marant czy kurtkach moro. Już powoli przeistaczają się od pożądanej oryginalności do totalnego faux pas. Może to dziwne, ale kiedy widzę moją wymarzoną rzecz, zwielokrotnioną w setkach, a nawet tysiącach sztuk, przestaje mi się podobać.
A moje buty wciąż bardzo lubię, mimo, że nie noszę ich tak często jak planowałam.
//I went totally mad when I first saw beautiful Elin Kling wearing these shoes. It was a complete novelty, a shoe with pointed and metal toe, with extraordinary opening. I thought that sooner or later I must have them! When I bought them, they were presented by few foreign bloggers, and metal toes were the synonym of bad taste. Everything has changed thanks to spring LV collection, and shops were full of metal toes before I fully enjoyed my new shoes. Unfortunately it's not the only original idea dominated by chain shops (the examples are Isabel Marant's sneakers or camo jackets). They're slowly changing from uniqueness into total faux pas. When I see my ideal thing everywhere and on every person it stops being interesting to me.
So at the end, I still really like my shoes.
jacket/ZARA, random top, cropped pants/Ralph Lauren, bag/ZARA, sunnies/RayBan, heels/Nowhere